Czartoryski Michał Fryderyk, książę, (1696–1775), kanclerz w. litewski, urodził się 26 IV zapewne w Klewaniu, bo tam mieli stałą rezydencję rodzice: Kazimierz, późniejszy kasztelan wileński, i Izabela z Morstinów. O dzieciństwie jego prawie nic nie wiadomo; upłynęło ono po części na Wołyniu, po części w Prusiech, a musiało obfitować w momenty ciężkie i przykre, wśród klęsk i poniżeń wielkiej wojny północnej. Dom dał mu wykształcenie staranne, o mocnym zabarwieniu francuskim. Już wówczas ks. Michał bystrością umysłu i zasobem wiedzy zaćmiewał młodszego brata Augusta, który za to przewyższył go głębokością i równowagą ducha. Około r. 1714, w każdym razie przed konfederacją tarnogrodzką, wyjechał Cz. z bratem i jakimś pedagogiem do Francji, stamtąd do Florencji i Rzymu; w podróżach tych spędzili rok lub więcej, łowiąc z daleka wieści o zawierusze, która podać miała ojczyznę w jarzmo cara Piotra. Wróciwszy z wojażu, Cz. przylgnął do zaufanego ministra Augusta II a zarazem koniuszego litewskiego, feldmarszałka J. H. Flemminga, i w jego szkole politycznej na jego modłę ukształtował pierwsze rysy swej indywidualności: bezwzględność, celowość w postępowaniu, odwagę cywilną, krytycyzm i cięty dowcip.
Król i minister walczyli o uniezależnienie się od Rosji, Cz. też jeden z pierwszych w Polsce, na pół wieku przed konfederatami barskimi, uświadomił sobie i innym niebezpieczeństwo rosyjskie. Pierwszy raz posłował z Wołynia na sejm grodzieński w r. 1718; podczas drugiej kadencji tego sejmu, w Warszawie r. 1719–20, starł się z carskim posłem Dołgorukim; na dwóch sejmach warszawskich 1720–2 jako poseł liwski, a potem trocki, walczył z inspirowaną przez Rosję i Prusy opozycją kreatur hetmańskich. Mianowany w nagrodę podstolim litewskim (26 II 1720), jeździł z Flemmingiem z Drezna przez Berlin do Holandii w niewiadomym celu (1720), potem podejmował się obrony praw Rzplitej przy pokoju nystadzkim, ale nie miał na to środków; zresztą senat upatrzył kogo innego (Dunina), który także misji nie spełnił (1721).
Gdy mu się raz zdarzyło w Dreźnie zaciągnąć dług na parę tysięcy zł, rodzice niespokojni odwołali go na Litwę (styczeń r. 1722) na objazd dóbr pod Mohylewem i Wieliżem. Po wyjaśnieniach Flemminga niepokój minął. Książę, choć »generosus«, nie zaraził się drezdeńskim libertynizmem i rozrzutnością, owszem, wcześnie pomyślał o ugruntowaniu swego stanowiska wśród magnaterii przez solidne małżeństwo. Kiedy mu St. Potocki ubiegł posażną M. Łaszczównę, książę zwrócił swe zabiegi ku siostrzenicy Flemminga, Eleonorze Waldsteinównie (1712–95), która dziedziczyć miała znaczne dobra po ciotce Sapieżynie, wojewodzinie wileńskiej; dziewczynka, wówczas dopiero 8-letnia, w żałobie po ciotce, nie chciała słyszeć o zaręczynach; Cz. stawiał twardo kwestię posagu, a otrzymawszy już 5 XII 1722 kasztelanię wileńską, dawał do poznania, że mu na Waldsteinównie nie zależy. Jednak 30 X 1726, ku zadowoleniu całej rodziny, wziął ślub z Eleonorą i żył z nią przykładnie pół wieku; »święta pani«, wzorowa żona Niemka (pochodzenia czeskiego), w ciągłych kłopotach z polszczyzną, dożyła zdala od wielkiej polityki co najmniej do r. 1790. Bogactwa ten ślub Cz-mu nie dał: do starostwa grodzieńskiego (1724) przybyły mu po Sapieżynie dzierżawy ekonomii szadowskiej i jurborskiej, potem z łaski króla starostwa przybysławickie (1729) i homelskie (1730), wszystko nie do porównania z włościami Radziwiłłów.
Drugi występ polityczny Cz-go łączy się ze sprawą toruńską. Przejąwszy po ojcu w zamian za kasztelanię małą pieczęć litewską (1724), książę z wielką przytomnością umysłu i energią odpierał (14 i 17 II 1725) namiętne ataki angielskiego posła Fincha, podobnie jak później z J. Szembekiem i J. Lipskim – żądania Rosji i Prus; gdy tamtym pieczętarzom dziękował specjalnie senat na konferencji 15 I 1726, główną zasługę ks. Michała przemilczano. Bo też szybki wzrost »Czartoryjstwa«, do którego od r. 1720 należał też szwagier książąt, znakomity parweniusz, gen. St. Poniatowski, kłuł w oczy królików koronnych Potockich i litewskich Radziwiłłów, jak zresztą niemal całą arystokrację. Miano im zwłaszcza za złe mieszanie się do rozdawnictwa wakansów tudzież radykalizm polityczny. Doświadczył tego Cz. w Białymstoku u J. Kl. Branickiego, gdy zjechał tam do łoża chorego Augusta II; wtedy to on, St. Poniatowski i Branicki wystawili Sasom ryzykowny rewers (1727), że »zechcą« w przyszłym bezkrólewiu oddać swe głosy na Fryderyka Augusta II. Zresztą nie na ślepo popierali Cz-scy politykę dworu. W sprawie kurlandzkiej, kiedy na tron mitawski wdzierał się hr. Maurycy Saski (z którym M. Cz. miał świeżo, 1725, przykry zatarg, zakończony submisją hrabiego), Familia zajęła stanowisko oporne, zgodne z nastrojem sejmu grodzieńskiego r. 1726. Później, gdy August Mocny wdał się w niebezpieczne związki z Fryderykiem Wilhelmem, kr. pruskim, Familia, mimo zażyłych stosunków z saskim ministrem Manteufflem, musiała lawirować bardzo ostrożnie, by się nie narazić ani dynastii, ani narodowi. W chwili wywyższenia ks. Augusta (1731) czuła się Familia już na tyle mocną, że poszukała kontaktu z francuskim kandydatem do tronu, St. Leszczyńskim, i pokierowała rokowaniami (z Kar. Rudenschöldem i G. Züllichem) o pokój ze Szwecją, tak aby w niej zyskać przeciw rosyjskim gwałtom naturalną sojuszniczkę; gdy Potoccy na obronę złotej wolności zamawiali zbrojną ingerencję Austrii i Rosji (od r. 1728) i rwali sejm po sejmie, aby nie dopuścić do rozdania buław po myśli Familii, Cz., obmyślając «extremis malis extrema remedia«, parł do ukrócenia lib. veto przez sejm konny i troszczył się o niepodległość narodową. Dyplomaci francuscy (Perteville, Monti), którzy się z nim wtedy stykali (1730–2), oddają sprawiedliwość jego wiedzy, rozumowi, bezinteresowności i zręczności.
Zgon Augusta II wstrząsnął pozycją Cz-ch i ich nadziejami. W bezkrólewiu, bez poparcia dworu, groził im odwet wszystkich zazdrośników. Przez pierwsze miesiące r. 1733 podkanclerzy pielęgnował dobre stosunki z elektorskim ministrem H. Brühlem, a na wypadek nieszczęścia zamawiał dla rodziny schronienie na terytorium Prus. Ale jak się tylko okazało, że jedynym narodowym kandydatem jest Leszczyński, i że pod jego znakiem wypadnie walczyć o niepodległą elekcję z Sasem jako kandydatem dworów cesarskich, Cz-scy, już pogodzeni przez Montiego z Potockimi, najpierw w sekrecie, potem jawnie rzucają swe wpływy na szalę Stanisława, co zresztą niektórzy tłumaczyli nadzieją zupełnego opanowania słabego »piasta« i przygotowania sobie sukcesji po nim. Jakkolwiek bądź, ks. podkanclerzy od początku bezkrólewia stawia czoło dzikiej furii oddanego Rosji regimentarza lit. M. Wiśniowieckiego, rezygnuje z orderu orła białego; współpracuje z Montim i Rudenschöldem, przez tureckiego dyplomatę Mohammed Saida poucza Portę o grożącym Polsce i jej samej niebezpieczeństwie.
Kiedy Leszczyński przed rosyjską przemocą chronił się w Gdańsku, ks. Michał korzystał z azylu w pomorsko-pruskim Koszalinie (Koslin), skąd listami alarmował Francję i Szwecję, pouczając pierwszą, że jedynie nad Wisłą osiągnie swój cel wojenny, drugą, że powinna korzystać z tej okazji dla powetowania Połtawy. Podobnie działał podczas konfederacji dzikowskiej (od sierpnia r. 1734); radził wtedy przekazać Szwedom polskie prawa do Inflant, oparte na traktacie narewskim (1704), a próbował pióra i w publicystyce, pisząc na użytek propagandowy ciętą Réplique à la réponse au Parallèle des deux élections de Pologne (druk. po francusku i po włosku).
Brat i szwagier namawiali go do kapitulacji i do powrotu; Manteuffel z Berlina narzucał się z pośrednictwem; była też chwila w r. 1734, kiedy podkanclerzy pokłonił się jadącemu przez Koszalin do Gdańska Augustowi III, jakby chciał się zabezpieczyć na obie strony, ale Stanisława się nie wyparł i dalej czekał za kordonem, rychłoli Francuzi, Szwedzi i Turcy zrozumieją swój własny interes. Dopiero po preliminarzach wiedeńskich, w chwili rezygnacji Stanisława (styczeń r. 1736), zrezygnował także Cz. z nadziei prowadzenia polityki konfederackiej, powstańczej, względem Rosji i wszystkich złych sąsiadów. Wróciwszy do Warszawy, z największym trudem dał się pociągnąć Poniatowskiemu do zabiegania o protekcję Birena, bez której Familia nie zdołałaby się utrzymać na powierzchni wbrew faworytowi króla, Sułkowskiemu, popierającemu saskie kreatury i skłonnemu do popierania Potockich. Za niedotrzymanie rewersu białostockiego ukarano Cz-go tym, że wielką pieczęć na sejmie w r. 1736 dano Janowi Fryderykowi Sapieże z pominięciem podkanclerzego.
Cz. usłużył swym poparciem Birenowi do inwestytury w Kurlandii (13 VII 1737), ale i potem kilka lat minęło, nim mógł okazać, jak użytecznym będzie własnemu monarsze. Następca Sułkowskiego, Brühl, nie od razu ustalił politykę, z którą można było skoordynować pracę, dla Polski. Musiała to być praca sejmowa, pokojowa, ostrożnie reformatorska. Cz. w tych latach, choć uważany za niespokojnego ducha, zajmował się głównie sprawami rodzinnymi. Mieszkał przeważnie w Wołczynie (nabytym od Poniatowskiego) i Przybysławicach. Pragnął założyć liczne gniazdo i stworzyć dlań materialne podstawy, ale to mu się nie udawało; synowie umierali młodo; tylko przez zamęścia córek: Eleonory (8 II 1744) a po niej Antoniny z gen. Jerzym Flemmingiem, od r. 1746 podskarbim litewskim, tudzież Aleksandry, od r. 1749 za Michałem Sapiehą, woj. podlaskim, umocnił pozycję swoją w W. Księstwie. Na terenie sejmów (1738, 1740) współdziałał z Jerzym Ożarowskim († 1741), ks. And. Stan. Załuskim, kanclerzem koronnym, i W. Rzewuskim, woj. podolskim. Familia w konkurencji z Potockimi popiera plan aukcji wojska, ale zastrzega się przeciw ruchawce zamierzonej przez hetmana, jak i przeciw wciąganiu Rzpltej do antytureckiej ligi dworów cesarskich i Sasów (1738). Gdy hetman w r. 1741 głosi, rzekomo dla aukcji wojska, potrzebę konfederacji w oparciu o Prusy, obaj Cz-scy podejmują się wobec dworu skonfederować wojsko, byle do awantury nie dopuścić.
Z chwilą, kiedy Brühl sparzył się na przymierzu pruskim (1741–2) i związał politykę, elektoratu z Austrią, Rosją i Anglią, Cz. uczynił swą familię stronnictwem dworskim. Ugłaskać gestami pokornej przyjaźni Rosję, podniecić w niej zazdrość ku zaborczym Prusom, zyskać ostoję w katolickiej Austrii, o ile można też w Anglii, i pod tą osłoną porządkować, naprawiać Polskę – oto był jego program. Oczywiście najwięcej w tym systemie znaczyła współpraca z Rosją. Nie w imię żadnych założeń słowiańskich, ale na podstawie poglądu, że młode to państwo nie ma takiej siły ekspansywnej ani takich uświadomionych potrzeb zaborczych jak Prusy, starał się kanclerz uzgadniać dążenia polskie z rosyjskimi: wymierzał sprawiedliwość dyzunitom, niekiedy nawet przyznawał Rosji coś w rodzaju gwarancji w stosunku do polskich swobód, uchylał za to jej wstawiennictwo w sprawach wyznaniowych tudzież forsowną rewindykację zbiegłych chłopów. W kraju dopuściłby do współpracy każdego (może z wyjątkiem »Potoctwa«), niejednemu ustąpiłby zewnętrznych honorów, byle samemu realizować jedynie zbawienną politykę. Gdy napotykał na drodze intrygi saksończyków, Lipskiego czy Mniszcha, butę Tarłów, zwalczał ich nie tyle w królewskiej antykamerze (gdzie saksończycy byli silniejsi), ile w gabinecie Brühla, a zwłaszcza na sejmach i trybunałach. Tragiczne sejmy reformatorskie z l. 1744–50 – to wielkie karty żywota Cz-go. On ze St. Poniatowskim prze do wprowadzenia Rzpltej w czynny alians z Rosją i Austrią przeciw Prusom; on na sejmach dyryguje karnym zastępem Litwinów; on w rozmowach z dyplomatami usypia rosyjską czujność wobec polskiego odrodzenia; on stara się paraliżować intrygi prusko-francuskie. Wciąż ma za sobą większość posłów i wciąż przeciw sobie liberum veto. Raz tylko po zerwanym sejmie w r. 1750, co miał naprawiać sądownictwo, decydował się na konfederację, ale Brühl na to nie miał odwagi. Cz. uczył samolubnego faworyta, że nie przez »fiat« rządzi się tak zdezorganizowanym państwem jak Polska, ale przez wytężoną pracę. Sam pracował, zwłaszcza na Litwie, bez wytchnienia. Uczty, pijatyki, obławy, zabawy nie dla niego (raz jeden notowany w masce hiszpańskiego granda). Kadził Radziwiłłom, zyskiwał Sapiehów i Ogińskich, zaprawiał Sosnowskich i Przeździeckich; znał jakoby z imienia i nazwiska sto tysięcy szlachty, jej interesy i aspiracje; uparcie rekomendował królowi zdolnych do wakansów, o sobie niewiele pamiętając. Odkąd mu Jerzy Mniszech zaczął psuć szyki w Koronie i bałamucić panów litewskich, walka o trybunały przybrała charakter brutalny: Cz. w r. 1751, w chwili śmierci J. Fr. Sapiehy, który go niechętnie dopuszczał do sądzenia w asesorii, pierwszy raz ufundował trybunał na przekór Radziwiłłom, a w r. 1754 zemścił się na odstępcy Marcinie Matuszewiczu, zadając mu nieszlacheckie pochodzenie. Przegrał na reasumpcji w r. 1755, kiedy przewodnictwo w trybunale zdobył pijany młodzik Karol Radziwiłł; odpłacił mu w r. 1756, osadzając na miejscu tegoż zięcia Flemminga i gnębiąc wyrokami klientów Nieświeża (Abramowicza i Bohusza). »Wilki wołczyńskie« na różnych sejmikach skakały do oczu radziwiłłowskim »albejczykom«.
W Koronie walka o władzę przegrana była dawniej. Daremnie zobligowali Cz-scy Brühla, fabrykując dlań w Piotrkowie sądowy dowód szlachectwa (1749): odtąd właśnie faworyt uwolnił się od ich kontroli i sugestii i jął przez Mniszcha jednać Potockich. Zawiódł okropnie hetman J. Kl. Branicki, który nie tylko nie zechciał być posłusznym zięciem St. Poniatowskiego, ale przeciwstawił się na czele partii francuskiej Cz-im. Po J. Fr. Sapieże Cz. miał zapewnione i otrzymał faktycznie (6 X 1752) kanclerstwo litewskie; ale musiał użyć aż groźby zerwania sejmu grodzieńskiego, by zapobiec pominięciu zięcia M. Sapiehy w obsadzeniu pieczęci mniejszej (co groziło podkopaniem jego wszechwładzy sądowniczej w asesorii). Sprawa ostrogska zepchnęła Familię do opozycji i popchnęła do zerwania sejmu (1754). Wtedy Cz., ratując byt polityczny obozu, razem z kanclerzem kor. J. Małachowskim udał się pod protekcję Rosji i Anglii, nie bez zacytowania Piotrowej mediacji w r. 1717: czego nie dała im na poczekaniu carowa Elżbieta (bo sprowadzony z Rosji Weymarn nie przywiózł nic prócz zachęt i pouczeń), owe «extrema remedia« może da z czasem dla pięknych oczu Stan. Poniatowskiego (syna) wielka ks. Katarzyna. Nie wahał się Cz. sporządzić dla siostrzeńca, jadącego drugi raz nad Newę, nielegalnej (bo bez uchwały senatu) kredytywy, która mu pozwoli przyspieszyć podczas wojny siedmioletniej wkroczenie posiłków rosyjskich do Rzpltej; nie przewidywał pewno, że owi goście do żadnych działań reformatorskich nie pomogą, a jego samego wraz z całym narodem wtłoczą pod obce jarzmo. Póki sam nie zdobędzie władzy, nie myśli teraz Cz. wprowadzać Rzpltej do koalicji przeciw Prusom, gdzie jej co prawda bezbronnej nikt nie zapraszał. W r. 1758 wobec nadziei, przywiezionych przez Poniatowskiego z nad Newy od Katarzyny, zdecydował się Cz. rozpocząć walkę z Sasami. On, który jeszcze w r. 1752 zapowiedział Brühlowi poparcie elekcji królewicza za życia Augusta III, teraz (30 X 1758) oponuje w senacie przeciw osadzeniu ks. Karola w Kurlandii, potem szkodzi mu przez wysłanego do Petersburga (1759) ks. Adama Cz-go. Za to szef nowej partii dworskiej, Mniszech, postanowił go unicestwić. Wytoczył więc w trybunale lubelskim proces J. Małachowskiemu o królewszczyznę Rokitno, aby wyrokiem złamać bezapelacyjną dotąd powagę asesorii. Cz. stanął przy koledze i zyskał tym wiernego sprzymierzeńca. Wkrótce przejednał i J. Kl. Branickiego, deklarując się zwolennikiem Francji. Na Litwie stracił poparcie M. Sapiehy, który go w sprawie kurlandzkiej opuścił i odumarł (1760), za to z Flemmingiem, Ogińskimi, Massalskimi Cz. równoważył dalej potęgę Radziwiłłów. Brühlowi w listach gorzkich a szczerych (1759) wymawiał natrętne i bezprawne mieszanie się do spraw Rzpltej, a czując rosnącą w kraju swą popularność, czekał chwili, kiedy mu nowym dekretem podrobione szlachectwo odbierze. Tak bez poparcia zagranicy – bo w owych latach (1759–61) ani Rosja za Familią się nie ujmowała, ani Francja nie dawała żądanej pomocy, ani Anglia nie reagowała na prośby o pomoc do zawiązania konfederacji (stycz. 1761), – zdołał jednak kanclerz uratować i spotęgować swój obóz opozycyjny.
Lecz właśnie wówczas, kiedy cieszył się ponownym zamążpójściem A. Sapieżyny za pisarza M. Ogińskiego (19 XI 1761) i chwalił »in plusquam-perfecto dobre« sentymenta Branickiego, zaszły fakty, które jego metodę polityczną wywróciły. Wstąpili kolejno na tron Wszech Rosji Piotr III i po nim Katarzyna; ta ostatnia obiecała koronę młodemu Poniatowskiemu albo Adamowi Czartoryskiemu. Kanclerz w złudnej rachubie, że potrafi obcą ręką ocalić ojczyznę, zlekceważył opinię obywatelstwa i z całym domem zdeklarował się stronnikiem Rosji. Teraz zaatakował szlachectwo Brühla (październik r. 1762), wygodził w senacie Katarzynie jeszcze jedną potężną mową (15 III 1763) za Birenem a przeciw królewiczowi, po czym prosił o pieniądze i broń na wykonanie zamachu konfederackiego. Mało brakowało, by poniósł wkrótce zupełną klęskę na Litwie i w Koronie, bo carowa odłożyła pomoc i zamach do bezkrólewia. Uratowała Cz-ch śmierć Augusta (5 X).
W bezkrólewiu dokazywał kanclerz cudów przedsiębiorczości. Zwyciężył na wyborach przed konwokacją, skonfederował Litwę przeciw Radziwiłłom (pod M. Brzostowskim), wywarł pomstę nad księciem Panie Kochanku i jego stronnikami (Bohuszem i tow.), skazując ich na banicję a odbierając Radziwiłłowi zadłużone dobra pod przymusowy zarząd. Innym przeciwnikom powściągliwie darował urazy, wszakże przez ustanowienie Komisyj na sejmach konwokacyjnym i koronacyjnym obezwładnił hetmanów i podskarbich, w szczególności T. Wessla, który go za to najgłębiej znienawidzi. Wolny od osobistej próżności, karcił zięcia M. Ogińskiego za szukanie przygód miłosnych i kariery królewskiej w Carskim Siole. Jeszcze jedno »extremum remedium« puścił w ruch, śląc do Katarzyny w maju r. 1764 cześnika lit. G. Oskierkę z instrukcją, gdzie przyznawał carowej z tytułu sąsiedztwa prawo interesowania się polską wolnością: w ten sposób brał na swe sumienie krok, którego w jeszcze groźniejszej postaci, jako prośby o gwarancję, domagali się rosyjscy posłowie.
Elekcję stolnika Poniatowskiego przyjął z dobrą miną jako wielki tryumf i postanowił być jego głównym doradcą. Rzeczywiście tryumfował na widok pierwszych plonów swej pracy i nie krył dumy przed zawstydzonymi Sasami. »Wnet nie poznacie Polski«, mówił cudzoziemcom, choć wiedział najlepiej, że państwowość polską budować musi niemal na nowo, na grząskim gruncie ciemnoty i przesądów, pod gromami zaborczych sąsiadów. Z największą oględnością uczył króla-siostrzeńca, jak ma wdrażać do karności zepsute szlacheckie dzieci, strzegąc się cienia podejrzeń o despotyzm. Sam dobrowolnie ustanowił nad sobą (1766) kolegialny sąd asesorski (na podobieństwo innych nowych »jurysdykcji«) i gniewał się na samowolę Stanisława, ilekroć ów słuchał rad braci i zauszników. Tamci wiedli króla ku Austrii; on, napotkawszy opór Rosji w sprawie reform, odrzucił przymierze z nią przeciw Turkom, aby nie uzależniać zbytnio Rzpltej od północnego kolosa; jednocześnie atoli odradzał królowi zalecaną przez Poniatowskich nagłą emancypację. Nade wszystko przecież dbał o łączność moralną z ogółem społeczeństwa. Dlatego, choć osobiście daleki od fanatyzmu i w swoim czasie przeciwny ustawie z r. 1733–6, w sprawie dysydenckiej odmówił Rosji poparcia; ta go zmusiła do rozwiązania konfederacji (1766), a potem mściła się na nim kilkakrotnie.
Narzędziem pierwszej zemsty był K. Radziwiłł na czele konfederacji radomskiej, poparty przez 24.000 Rosjan. Według Radomian i ministra carowej Panina nikt inny jak Cz. był winien obalenia starodawnych wolności i sprowadzenia wrogów do kraju; on uosabiał »ducha władyczestwa«, »esprit de domination«. Wymuszono na nim akces, żądano, by zrzekł się ministerium, grożąc w przeciwnym razie ruiną majątkową i sądem. Cz. odmówił i nie naśladował And. Zamoyskiego, gdy ów na znak protestu przeciw porwaniu przez Repnina senatorów złożył pieczęć. W Delegacji był przeważnie niemym świadkiem ordynarnych występów Repnina i złośliwych robót Podoskiego. Dysydentom jako pierwszym sprawcom nieszczęścia przepowiadał: »brakło wam dotąd męczenników, będziecie ich mieli«. Znosił swą katastrofę z godnością, która w zdumienie wprawiała cudzoziemców (Anglika Harrisa i in.).
Konfederację Barską odczuł jako zdrowy objaw instynktu samozachowawczego Polaków; wprawdzie do niej nie przystąpił nigdy, ale głosował przeciw użyciu na nią ros. wojska (24 III 1768). Wciąż był on jeszcze wyrocznią dla większej części Litwy, i sam Radziwiłł w chwilach patriotycznych uniesień zdawał się zapominać o swym głównym pragnieniu – wydarcia Cz-mu dóbr w odwet za doznane straty. Trybunały litewskie sądziły się pod troskliwym okiem pieczętarza bez przerwy, ale też właśnie dlatego konfederaci: Pułascy, Bierzyński i in. płukali mu dobra, a kiedy kanclerz odmówił Repninowi pomocy do pacyfikacji kraju (sierpień i wrzesień r. 1768), uchylił podstępne sugestie jego następcy Wołkońskiego, (gdyż »il vaut mieux ne rien faire que faire des riens«) i pokierował radą senatu 30 IX – 6 X 1769 w mocnym duchu antyrosyjskim, wtedy spadła nań, obok konfederackiej, nowa pomsta rosyjska. Carowa za podszeptem Fryderyka II kazała od września r. 1770 sekwestrować dobra polskich ministrów, jednocześnie zaś M. J. Pac i Bohusz w imieniu generalności barskiej manifestem gravaminów (22 X 1770) walili na głowę Familii niepoczytalne, potworne zarzuty i rozgłaszali, że sekwestr to komedia, ułożona dla oszukania narodu. »Jasnowidzącego ślepca«, co przeczuł późniejszy rozpęd rusyfikacyjnej polityki Petersburga i śmiał twierdzić, że »Polska pozostanie Polską«, straszyła Katarzyna porwaniem, zniszczeniem; królowi, który to nazwał po imieniu »zemstą«, rzuciła w oczy groźbę rozbioru. »Wolę umrzeć ubogim, ale patriotą, mówił Cz., wystarczy mi jeden sługa, dwie świece i obiad z trzech dań«. Kanclerz w rozbiór nie wierzył, liczył bowiem na wyczerpanie Rosji, ale król skłonił się wówczas do ugody i wyjednał od nowego ambasadora, Salderna, zniesienie sekwestru. Nic nie ustąpił jednak Cz. ze swych zasadniczych żądań, obejmujących dopuszczenie do pośrednictwa państw katolickich, odjęcie różnowiercom głosu w legislacji, wytłumaczenie gwarancji bez ujmy dla niepodległości. M. Ogińskiemu miał do zarzucenia nie samo powstanie (wrzesień r. 1771), lecz akces do obelżywego aktu bezkrólewia Barzan, którego praktyczna realizacja – scena porwania Poniatowskiego – rozegrała się wnet niemal pod oknami kanclerskiego pałacu. Wróciły pogróżki sekwestru, Saldem obmyślał zniszczenie reszty reform Cz-ch, a chcąc ich całkowicie rozbroić i skruszyć wszelki opór przeciw rozbiorowi, kazał rozpędzić trybunał wileński.
Ów rozbiór, choć przewidywany w kole Familii od dawna (1731), przygniótł Cz-go i oszołomił niesłychanie. »50 lat jestem w ministerium – wyznawał – ale czegoś podobnego na świecie nie było«. Królowi doradzał abdykację, a na pytanie: »z czegóż będę żył«, miał odpowiedź w swoim stylu: »Bądź królu, jak Abdolonim, królem pasterzem«. A kiedy Poniatowski odmówił, Cz. porówna go (1774) z dejem algierskim w dependencji od Porty, ale sam i teraz pieczęci nie złoży, owszem, przyciśnie ją do wszystkich trzech aktów cesyjnych. Nie mogła się pogodzić jego dumna dusza z tym, że już w Polsce rządzą inni: dał się wprowadzić do drugiej Delegacji traktatowej, aby tam królowi przed pamiętnym głosowaniem 13 V 1773 tłumaczyć bezowocność oporu, i potem słyszeć z ust Sułkowskich nowe za swój hardy patriotyzm złorzeczenia. W Delegacji mało mówił: może nie chciał odstręczać wrogów od tego, co uważał za dobre, ale i siły starca podupadały. 57 lat pracy politycznej, 50 lat kanclerstwa, tyleż kampanij trybunalskich, 30 sejmowych, szereg prób polityki zagranicznej, opartych na różnych orientacjach (Austria i Anglia; Francja, Szwecja i Turcja; Rosja i Austria; Anglia, Francja, znów Rosja z Prusami, Danią i Anglią, znów przeciw Rosji, a zawsze przeciw Prusom), to wszystko podcięło siły fizyczne (wzrok) i duchowe kanclerza. Różnych wypuścił ze swej szkoły uczniów: zarówno lepszych (St. Lubomirski, Joach. Chreptowicz, Ant. Tyzenhauz, ks. M. Poniatowski, Ant. i R. Kossowscy, Ant. Przeździecki, M. Ogiński, J. A. Horain), jak gorszych (Ign. Massalski, Ant. Ostrowski, J. Sosnowski, A. M. Sapieha, M. Brzostowski, M. Matuszewicz); najlepiej udał mu się ostatni: Ign. Potocki. Polecał go na swego następcę w urzędzie kanclerskim, ale i na to nie pozwoliła Rosja. Skonał, do ostatka przytomny i rozmowny, całą otoczony rodziną, 13 VIII 1775 w Warszawie. Pochowany tamże w podziemiach św. Krzyża.
Cz. był jeśli nie największym, to na pewno najtragiczniejszym z mężów stanu Polski przedrozbiorowej. On sam ten tragizm sformułował w znanym powiedzeniu, pochodzącym z czasów konfed. barskiej, a trochę niejasnym: »Ja te drewka zbierałem, kto inny i w innym umyśle podpalił«. Czy myślał o ogniu, przy którym chciał wykuć nową formę dla państwa, aż mu całą kuźnicę podpalił Fryderyk Wielki? Czy miał na myśli walkę orężną, którą odkładał na jakiś lepszy moment, lecz ją konfederaci przyspieszyli i stoczyli najnieszczęśliwiej? Żył Cz. sprawą publiczną, acz uosabiał ją w swoim obozie. Wszystko robił dla wielkiego celu, nic dla gestu; dlatego jego gesta i słowa, nie umotywowane w żadnej spowiedzi, żadnym pamiętniku, niekiedy rażą. Stylistą i mówcą był pretensjonalnym, choć bolał szczerze nad zachwaszczeniem ówczesnej makaronicznej polszczyzny. Wyrobiwszy się w świecie niezbyt skrupulatnego »prawnictwa« i zajadłego borykania się klik, wnosił nieraz i do polityki chwyty, budzące zastrzeżenia. Stąd pomawiano go o chytrość, nieszczerość, mściwość, nieskrupulatność. Naprawdę był on jednym z najuczciwszych, najszczerszych polityków swego czasu. Z natury wesoły, serdeczny, gdy widział głupstwa i marność, gderał i dogryzał na prawo i lewo wszystkim – aż do Brühla i króla Piasta włącznie. Zbytku, pijaństwa nie cierpiał, teatralnej nabożności nie cenił, a że w dodatku nosił się po cudzoziemsku, więc wśród sarmatów mniej popularny niż jaki taki Tarło lub Radziwiłł; jednak na wyborach prawie zawsze zwycięski, bo znał ludzi i umiał trafiać jednym do rozumu, innym do interesu. Talentem i kulturą polityczną powołany do wspólnego stołu z Kaunitzem, Pittem, Choiseulem, Bernstorffem, terał się z konieczności w poziomej walce z Mniszchem, Potockimi, Branickimi, z »Rybeńką« i »Kochankiem«, zniżał się w argumentacji do Matuszewiczów i Zabiełłów. Dostojny i nieugięty, był traktowany z góry przez rosyjskich nadętych karierowiczów w rodzaju Nikity Panina. W przeciwieństwie do swego szwagra Poniatowskiego, który na pewien czas (do r. 1718) zaparł się był ojczyzny, Cz. od najwcześniejszych lat gorąco kochał Rzplitą; obcując w myślach z całą polityczną Europą, przez ostatnie lat 40, o ile wiadomo, nie wychylał się za granicę. Krajowi tylko służył, nie dynastii ani żadnemu mocarstwu: jeżeli przyjął w r. 1753 od Rosji order św. Andrzeja a w bezkrólewiu krocie rubli, jeżeli się przymawiał o subsydia angielskie, to czynił jako sternik bezrządnej Rzplitej, na jej ratowanie, a nie na żadną zdradę jej interesów. Toteż szanowali go nawet wrogowie, nie mówiąc o przyjaciołach. Anglicy piszą o nim z głęboką sympatią; Duńczycy – nieraz z uwielbieniem; Francuzi jakby z żalem i zazdrością; Fryderyk II z zimną, zaszczytną dla Familii nienawiścią; Katarzyna i Panin poprzez stały, mimowolny szacunek silą się niekiedy na urągowiska. Wśród swoich zwolennicy zadekretowali mu za życia statuę; wrogowie napomykali o szubienicy, król, mimo całej niechęci, znajdującej wyraz w »Pamiętnikach«, jak widać z 2 projektów przechowanych w jego zbiorach graficznych, myślał naprawdę o pomniku, tylko nie znalazł na wykonanie go właściwej chwili. Również i w oczach And. Zamoyskiego kanclerz litewski naprawdę był »godzien statuy, godzien chwały« (1789); tak samo oddał mu pośrednio sprawiedliwość, bo spojrzał w serce wodzowi Familii – Mickiewicz.
U historyków ks. Michał różne miał szczęście. Stary Rulhière, mimo antagonizmu politycznego, ocenił go należycie; Szujski i Schmitt przeszli od potępienia do zrozumienia. Korzon przypisał mu niebywałą tendencję absolutystyczną w duchu Ludwika XIV i z pobudek utylitarnego patriotyzmu potępił go surowo. Askenazy odmówił rozgrzeszenia i sympatii, mimo że przed nim zdobyli się na nie Bartoszewicz, T. Morawski, Kalinka i Niemiec Roepell. Później w sądach historyków o Cz-m zapanowała równowaga.
Portret ol. w Muzeum ks. Czartoryskich; tamże 2 portrety ol. księżnej Eleonory. Sztych ks. Michała przez J. F. Myliusa wg L. Silvestre’a, por. też wzmiankę w Listach K. Kossakowskiej (wyd. Waliszewski) 268.
O skreślenie życiorysu MCz-go nikt się jeszcze nie pokusił. Bartoszewicz w Enc. Org., szkicując jego postać (trochę w stylu Wielopolskiego czy Bismarcka), nie znał jego polityki. Żychliński (Złota Księga VIII) idzie za Bartoszewiczem i Zaleskim, Żywot ks. A. Cz-go. A(skenazy) w W. Enc. Ill. (dużo błędnych oskarżeń). Ułamkowe wiadomości podają: Rulhière Cl. C., Histoire de l’anarchie de Pologne, Paryż 1807, IV.; Roepell R., Polen u. d. Mitte d. XVIII Jhts, Gotha 1876; tenże, Das Interregnum, Wahl u. Krönung v. St. Aug. Poniatowski, P. 1892; Schmitt H., Dzieje Polski w w. XVIII i XIX, Kr. 1866; tenże, Panowanie St. Aug. Poniatowskiego, Lw. 1868–80; Kalinka, Ostatnie lata St. Augusta, P. 1868; Kantecki, Stan. Poniatowski, P. 1880; Waliszewski, Potoccy i Czartoryscy, Kr. 1887; Askenazy, Dwa Stulecia, W. 1903 i 1910; tenże, Die letzte poln. Königswahl, Getynga 1894; Kraushar, Ks. Repnin i Polska, W. 1898; Kisielewski Wł. T., Książęta Cz-scy i ich reforma na sejmie konwokacyjnym, Sambor 1880; Konopczyński, Mrok i Świt, W. 1911; tenże, Polska w d. wojny siedmioletniej, W. 1909–11; tenże, Polska a Szwecja, W. 1924; tenże, Polska a Turcja, W. 1936; tenże, Stan. Konarski, W. 1926; tenże, Konf. Barska, W. 1936–8; tenże, O jedność w Królestwie, »Przegl. Hist.« 1920; tenże, Materiały do dziejów polityki familii, »Kwart. hist.« 1911; Skibiński M., Polska w dobie wojny o sukcesję austr., Kr. 1913. Ostatnio St. Sidorowicz w rkp. pracy magisterskiej przedstawił młodość ks. kanclerza do r. 1736. Sołowjew, Istoria Rossii, t. XX–XXIX; Dubrowin, Nakanunie pierwago razdieła Polszi, »Wiestnik Jewropy« 1869–70.
Pamiętniki: St. Augusta, Pet. 1914, wyd. polskie niezupełne, W. 1914; Wł. A. Łubieńskiego, wyd. Askenazy j. w.; Kitowicza, Lw. 1880; Matuszewicza M., W. 1876; Lubomirskiego St., Lw. 1924; Sapieżyny T., Lw. 1914; Listy Jakubowskiego, W. Bibl. Ord. Kras. VII, W. 1882; Relacje S. L. Gereta, »Dzien. Liter.« 1868–70; Diariusze sejmów w Tece Podoskiego, u Skibińskiego; 1746–58 wyd. Konopczyński; dalsze wyd. współcześnie z wyj. 1767–8 i 1773–5; Protokół Deleg. Traktatowej 1773–5; Sbornik Imp. Russ. Istor. Obszczestwa, t. XII, XIX, XXII, XXXVII, XLVI, XLVIII, LI, LVII, LXVII, LXXII, LXXXVII, XCVII, CIX, CXVIII; Polit. Corresp. Friedrichs d. Grossen; Mouy, Corresp. de St. Aug. Poniatowski et de Mad. Geoffrin, P. 1875. Praecursor honorum… cels. ac illmi principis M. Fr. Cz. a Collegio Grodnensi S. J. 1724. Arch. rodzinne starych Cz-ch zostało zniszczone; szczątki poufnej korespondencji w interceptach arch. drezdeńskiego. Papiery St. Augusta w Bibl. Czart. i Arch. Głównym warszawskim. Ułamki koresp. Cz-go w rkp. Bibl. Narodowej (z M. Ogińskim), B. Polskiej w Paryżu, B. Ord. Zam.; Arch. Ord. Nieświeskiej (kilkaset listów do Radziwiłłów), B. Czart. 659, 3127, 3429, 3880. Doniesienia z Polski w archiwach państw. moskiewskim, paryskim, wiedeńskim, londyńskim, berlińskim, sztokholmskim, kopenhaskim; obszerny dział polski w arch. drezdeńskim; koresp. nuncjatury w arch. watykańskim.
Władysław Konopczyński